środa, 17 września 2014

O świcie budzi mnie zapach kawy i ,, czegoś dobrego”. Nieśmiało wyglądam na świat, gdzie witają mnie uśmiechnięte oblicza. Zapraszają na śniadanie. Wiatr powoli rozprasza nadrzeczne mgły odsłaniając w oddali na horyzoncie góry. Żegnamy się z nadzieją kolejnego spotkania na szlaku. Ruszam na północ, oni na południe. Może kiedyś się znów nasze drogi się zejdą…
,,Plan dnia’’ zakłada moje dotarcie w rejon Maramureszu. Warunkiem koniecznym dla mnie jest przejechanie drogi nr 17D z Nasaud do Rotunda, która w znacznej części pozbawiona jest asfaltu i posiada nawierzchnię szutrową. Jest ona na tyle w dobrym stanie, że pozwala na jazdę rekreacyjną, co w tym przypadku ze względu na krajobrazy jest bardzo ważne. Nie muszę skupiać się na prowadzeniu pojazdu i obliczaniu kolejnych metrów trasy.
Po prostu jadę z rozdziawioną ,,japą’’. Malownicza trasa wspina się w kierunku przełęczy na wysokość 1271 m.n.p.m. Im wyżej tym ciekawiej. Po lewej stronie Park Narodowy Gór Rodnei po prawej równie piękny widok na góry Suhard. Docieram do przełęczy i waham się – w lewo, czy w prawo?
W Parku Narodowym najwyższy szczyt Pietrosul wznosi się na wysokość 2303 m.n.p.m., ale jest daleko do miejsca w którym się znajduję. Blisko mam vf. Omului o wysokości 1932 m.n.p.m., na który postanawiam się wdrapać. Droga, która na początku była przyjemna, dość szybko zmienia się w pełną podjazdów i zakosów ścieżkę, która sprawia mi więcej trudności niż radości z jazdy. Mozolnie jednak pnę się by w końcu stanąć na szczycie. Widoki jak zwykle rekompensują trud wspinaczki.
Rozważam nawet możliwość pokręcenia się po tej okolicy przez resztę dnia. Sięgam po telefon, by podzielić się moim szczęściem z małżonką. Niestety, widzę nieodebrane połączenia od mojego pracodawcy i jest też krótka wiadomość tekstowa o treści:
-,, Umówiłem cię na spotkanie pojutrze w Koszalinie o godzinie dziesiątej’’. Cały mistycyzm miejsca trafił szlag. Mnie również ciśnienie wzrosło do niezdrowego poziomu. Do domu mam plus minus 950 km, do Koszalina kolejne około 550 km…
No to po urlopie. Życie…
Ruszam w dół i nieopatrznie prawie wjeżdżam w stado owiec, które pasąc się spokojnie idą w moim kierunku. Psy pasterskie reagują błyskawicznie, otaczając mnie i obszczekując. Gaszę silnik i zamieram w bezruchu – one również. Próbuję delikatnie przetoczyć się w bok, by zejść z drogi owcom, psy jednak znów reagują agresją. Tym razem jednak dzielą się na dwie grupy. Pierwsza pilnuje mnie, podczas gdy druga przekierowuje stado by mnie ominęło. Po około trzydziestu minutach owieczki są już na tyle daleko, że moi strażnicy odchodzą niby nie zwracając na mnie uwagi. Podczas całego zdarzenia obserwowałem pasterzy. Nie wydali psom żadnej komendy, jedynie mnie gestem dali do zrozumienia, że lepiej będzie jak spokojnie poczekam. To niesamowite jak te psy są ułożone.
Pracują jak dobrze ,,naoliwiony’’ mechanizm. Kiedy większość pilnuje stada i nadaje mu kierunek, kilka zawsze lustruje okolicę w celu lokalizacji zagrożeń. Po wykryciu potencjalnego intruza ( w tym przypadku mnie), chronią stado w sposób (wydaje mi się) adekwatny do wagi zagrożenia. Nie ruszałem się – były spokojne. Ruszyłem się – reagowały. Docieram do drogi nr 18. Na wprost przede mną Maramuresz. Niestety skręcam w lewo i niespiesznie ruszam w kierunku granicy, co jakiś czas tęsknie spoglądając w prawą stronę. Może innym razem…
Po drodze mijam targ. Tłum ludzi w różnych ludowych strojach. Jednak myśl o powrocie nie daje mi cieszyć się tym zjawiskiem.
Smutno snuję się w kierunku granicy. Kiedy słońce jest już nisko docieram w okolice Baia Mare. Wyjeżdżając na kolejną przełęcz, w które obfituje droga, po lewej stronie dostrzegam polanę, a na niej zaparkowany motor. Właściciel pojazdu rozbija namiot, więc śmiało ruszam w jego stronę.
Fot 476
Gdy słonko chowa się za wierzchołkami drzew siedzimy dyskutując przy ognisku. Fenomenalne jest to zjawisko, że setki kilometrów od domu spotykamy całkiem obcego człowieka, który na pozór wydaje się tak odległy kulturowo, językowo, finansowo… Właściwie dzieli nas chyba wszystko, począwszy od historii naszych narodów (napotkanym przeze mnie turystą jest Niemiec), na motocyklach kończąc. To co nas łączy (zamiłowanie do podróży i gór) jest jednak silniejsze od tego co dzieli i po kilku chwilach czujemy jakbyśmy się znali od zawsze.
Wybór miejsca na nocleg okazuje się dość niefortunny, ponieważ po drugiej stronie drogi jest dom weselny, w którym właśnie rozpoczęła się huczna zabawa. Zasypiam przy dźwiękach rumuńskiego wesela, żałując, że moja wycieczka właśnie się kończy. Kolejnego dnia w okolicach popołudnia przekraczam słowacko- polską granicę.
Rumunia zafascynowała mnie na tyle, że na pewno chcę do niej powrócić, choćby tylko po to, by przejechać jeszcze raz te same drogi, które uwiodły mnie swoim pięknem. Może kiedyś się uda…


[Obrazek: 2014091149eeab081b71ade78c8566756680254293.JPG][Obrazek: 20140911477f2370c759d9b2db78ed49ae8b4b2bd8.JPG][Obrazek: 2014091144c57239ffc4c09d2860f3041f643931bf.JPG][Obrazek: 2014091142fd69c392747351cc4da3cede8582bd9e.JPG][Obrazek: 2014091139f8213b8ecc40834d4044e64a0508e784.JPG][Obrazek: 2014091137af227e321917fc7fe76410abc4c7153b.JPG][Obrazek: 2014091134a89e3a125f0d78dd2cc93a8cb38c9c4f.JPG][Obrazek: 2014091132a400bf424db2e87bc71ff64ef05df53c.JPG][Obrazek: 20140911296045e4a149853536741be5804b59cf27.JPG][Obrazek: 201409112761304a489a5e3a2f1974f80818127f2d.JPG][Obrazek: 20140911245615382aef381d243fb43a3a2bac67f5.JPG][Obrazek: 2014091122dfe62e3c9b961c9e01d4de3d4e7516ad.JPG][Obrazek: 2014091119f44a1e3ca99dfcca5adde1e56e3c0df6.JPG][Obrazek: 201409111713401dcb76dbc187ab4d31046cd14e57.JPG][Obrazek: 2014091114e39bdfdf15158770b586e4b7f2446342.JPG][Obrazek: 2014091112f9780b0858983e9a5dc82cda98727594.JPG][Obrazek: 20140911091bb33b5daa55a8f2181188f7b69227fd.JPG][Obrazek: 2014091107137130ee8363beb7c1bc38889ed731ee.JPG][Obrazek: 2014091104c0d3a771fe42657c143bc44f8613cc31.JPG][Obrazek: 2014091102910aa0f52f3d5aa46c518ea25f6fec8d.JPG][Obrazek: 20140911592d0b5924764d77f308922d11b372c17b.JPG][Obrazek: 20140911566365acc34ff1acd2a405b267b8ea6f2e.JPG][Obrazek: 2014091154cd7a5ff7a1a292ce1fbf660bb5c01123.JPG][Obrazek: 20140911512c773ad8c09cef9dc3b00e6f644d6a1c.JPG][Obrazek: 2014091149ea59e0995802385d14e9c4304274df97.JPG][Obrazek: 201409114696361ea2db8d016d59b29ae8edabd75d.JPG][Obrazek: 20140911440f9cc928f4b67597ab2efb215cd1761e.JPG][Obrazek: 201409114154f4c4327830cd7bca962fb8faaf4bdc.JPG]
Stoimy u podnóża zapory. Ogrom budowli, na którą patrzymy teraz z dołu, jest jeszcze bardziej przytłaczający, niż kiedy patrzyliśmy na nią z góry. Oczyma wyobraźni widzę, jak pęka, a rozszalała woda sunie doliną niszcząc wszystko na swojej drodze. Nieprzyjemne uczucie. Wracamy znów na główną drogę, którą docieramy na parking u podnóża zamku. Przed nami 1280 schodów.
- Grubasku, jak ja Cię tam wniosę? – zaśmiewa się Mirek.
Jednak jego radość okazuje się przedwczesna, bo zaledwie po 20% drogi ma już dość, a po kolejnych 20% chce wracać. Widząc jednak jak niestrudzenie wdrapuję się do góry, narzekając wlecze się za mną. Na szczyt docieramy tuż przed zamknięciem ruin zamku dla zwiedzających. Myślę sobie, że szlag by mnie trafił, a Mirek pewnie strąciłby mnie w przepaść gdyby okazało się, że jest zamknięte.
Wchodzimy i delektujemy się widokiem (nie nadzianych na pal wieśniaków, lecz gór które nas otaczają). Gdyby nie to, że bileter delikatnie sugeruje, że już na nas czas, penie stalibyśmy tak jeszcze wiele godzin rozdziawiając japy w radosnym uśmiechu.
- Schodzimy, teraz Ci pokażę ! – odgraża się Mirek.
Zwracam mu delikatnie uwagę żeby nie szalał, ponieważ zejście przeważnie jest trudniejsze od wejścia. Nie wierzy mi i gna jak szalony, ale im bliżej (czyli niżej) parkingu, widzę że stąpa coraz mniej pewnie, a kiedy docieramy wreszcie w pobliże motocykli Mirek nie potrafi poradzić sobie z drżeniem nóg. Wygląda to przekomicznie, zwłaszcza, że ze stojącego obok skutera dobiega głośna, skoczna bałkańska muzyka.
- Ruszaj rękami do taktu – wołam do niego krztusząc się ze śmiechu – wszyscy pomyślą, że tańczysz.
Mirek również dostrzega komizm sytuacji i nie mogąc dłużej ustać, siada zanosząc się śmiechem. Po odpoczynku ruszamy do Curtea de Arges. Na nocleg wybieramy las, do którego doprowadziła nas szutrowa droga kilka kilometrów za miastem. Namioty rozbijamy na pięknej polanie. Nie do końca był to dobry pomysł, bo spałem jak przysłowiowy zając pod miedzą. Każdy szmer, szelest, lub trzask łamanej gałęzi wywoływał we mnie wizję czyhającego na nas niedźwiedzia, który chce nam zrobić coś niedobrego.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca wlewają w moje serce nadzieję, że jakoś to będzie i nie zostanę dziś zjedzony, a baton śniadaniowy w pełni przywraca mi dobry humor. Dziś rolę przewodnika wycieczki przejmuje Mirek. Niech żyją szutry!
Zapomnianą przez Boga i ludzi drogą docieramy do kolejnej zapory, tym razem na rzece Olt, w okolicach Brezoi. Nieopodal w przydrożnej stacji paliwowej postanawiamy dodatkowo zregenerować siły za pomocą kawy. Co robi Polak na stacji benzynowej za granicą, kiedy obok zaparkuje autobus wycieczkowy? Oczywiście komentuje w niewybredny sposób walory wysiadających z pojazdu turystek, ponieważ wydaje mu się, że nikt go tu nie zna i nie rozumie jego mowy. Dobrą zabawę przerywa nam jedna z mijających nas ofiar naszych kwiecistych porównań.
- A wy lustra w domu nie macie ? – zapytała czystą polszczyzną.
Czerwień na twarz, niezgrabne przeprosiny i jak niepyszni z podkulonymi ogonami uciekamy w dalszą drogę. Kierujemy się na Horezu, ale nie głównymi drogami. Po drodze wstępujemy jeszcze do baru, który parę dni wcześniej odwiedziłem, zwabiony zapachem grillowanego mięsa. Dziś znów zamawiam kawał soczystej pieczeni. Smak wyborny. Mirek doszukuje się w nim karkówki, ale sprzedawczyni rozwiewa jego wątpliwości mówiąc, że mięsko przez śmiercią nie mówiło „chrum, chrum” tylko „bee, bee”. Mina kolegi bezcenna.
Szutrami docieramy w okolice parku narodowego Buile – Vanturarita. Mijamy wioski, których nie ma na mapie. Krajobrazy jak z baśni. Sady, pola.
Radości dziś nie mącą nawet drobne incydenty.
1. Droga staje się coraz bardziej wąska, aż w końcu docieramy do strumienia tymczasowego, po którego drugiej stronie są już tylko prawie pionowe ściany, na które trudno się wspiąć. Zawracamy.
2. Szutrowe, piękne serpentyny w dół, raptownie w górę i … Jesteśmy w zagrodzie u popa, obok jakiegoś sanktuarium.
Dalszej drogi brak. Zawracamy. W dół, raptownie w górę, seria zakrętów na dość dużej pochyłości, zbyt mocno odkręcam manetkę i tylne koło wyprzedza mnie z wdziękiem. Motor ląduje na stromiźnie kołami do góry. Gdyby nie Mirek nie dałbym rady go podnieść, ale i pewnie sam nigdy bym tu nie trafił.
Bilans – złamana klamka hamulca i przejechana jedna z fajniejszych tras na tej wycieczce. Warto było.
Trochę błądząc, trochę klucząc docieramy do Novaci, gdzie robimy zapasy spożywcze i znów drogą 67C wspinamy się w kierunku przełęczy Urdele. Dla Mirka to pierwszy raz, dla mnie drugi, ale wiem, że na pewno nie ostatni.
Nawet dziś kiedy piszę te słowa, planuję wycieczkę tym razem do Albanii, ale wracać zamierzam właśnie przez tę drogę. W grupie raźniej, więc znów zjeżdżamy z asfaltu.
Pierwszy podjazd i już Mirek wie co to jest Dacia i zaczyna rozumieć, że to nie auto tylko stan umysłu. Znów podjazd wydawał nam się trudny…
Jest pięknie! Ale nie tak daleko od nas widzę kolejny szczyt, który z tej perspektywy nie wydaje się trudny do zdobycia naszymi sprzętami. Na pewno jest wyższy od tego na którym stoimy, więc bez wahania ruszamy. Nie bez trudu udaje nam się na niego wdrapać, a GPS Mirka mówi, że osiągnęliśmy 2.228 m.n.p.m. Radość sukcesu jednak mąci jedno pytanie. Jak stąd zjechać? O ile podjazd był niezbyt komfortowy, to już zjazd…
Udaje nam się szczęśliwie dotrzeć na dół, czyli do drogi szutrowej, gdzie dochodzimy do wniosku, że nie by to najlepszy pomysł. W razie jakiegoś wypadku byłoby niezbyt ciekawie. Szkoda, że takie refleksje przychodzą dopiero po jakimś głupim wyczynie. Z postanowieniem poprawy pokornie ruszamy w dalszą drogę. Nieskończona seria zakrętów otoczona pięknymi widokami. Tak można scharakteryzować w kilku słowach to co przeżywamy. Nie oddaje to w najmniejszym stopniu rzeczywistych doznań. Wyobraźcie sobie, że wyjeżdżając zza zakrętu widzicie stado swobodnie spacerujących zwierząt, a to koni, a to krów. Za następnym zaś meandrem asfaltowej wstęgi waszym oczom ukazuje się kolejny „najcudowniejszy widok w życiu”. Tak jechać by można bez końca. W pewnym momencie zatrzymuję się i pokazuję koledze dziwne zjawisko.
Oto nad rzeczną doliną zalega dziwny opar. Na moje pytanie odpowiada niepewnie:
- Mgła?
- A widziałeś kiedyś mgłę o takim niebieskim kolorze? – odpowiadam pytaniem na pytanie. – Zaraz jak w nią wjedziemy to powąchaj, poczuj, -proponuję z uśmiechem. Ponieważ parę dni wcześniej byłem równie zdziwiony nie tylko kolorem, ale i zapachem rzekomej mgły. Po kilkudziesięciu metrach tajemnica zostaje rozwiana. Stajemy i podziwiamy chyba największe na świecie biwakowisko – grilowisko, czy jak to inaczej nazwać. Czy jest największe na świecie? Nie wiem, ale na pewno największe jakie w życiu widziałem. Gdzie tylko sięgam wzrokiem porozbijane namioty, wybudowane szałasy, lub inne budowle mające na celu ochronę przez warunkami atmosferycznymi, a przed każdym z tych obiektów grill lub ognisko, na którym są pieczone, smażone, duszone, gotowane i nie wiem co jeszcze różne wiktuały. Jedziemy przez kilka kilometrów, w końca nie widać. Nie, nie pomyliłem się. To nie było małe skupisko, to było wielkie chyba narodowe dymienie różnymi przysmakami ciągnące się przez wiele kilometrów wzdłuż rzeki Jiet.
Zauroczeni ruszamy dalej drogą 67C w kierunku Sebes. Biwak rozbijamy nad którymś z dopływów powyższej rzeki. W dali płoną ogniska, słychać śpiewy.
Rano zwijam namiot i ruszam. Tym razem sam, ponieważ mój czas urlopu się kończy a Mirka się zaczyna. Poza tym ja chcę zobaczyć Maramuresz, a kolega stolicę Rumunii i morze. Obieram kierunek na Bistrita i zaczynam się rozglądać za dogodnym miejscem na kąpiel. Słońce już grzeje przyjemnie, kiedy znajduję wymarzoną „łazienkę”, w której zamierzam się popluskać. Parkuję sprzęt w krzakach, dokładnie się rozglądam.
W promieniu jaki mogę zlustrować, czyli dość dużym, kompletnie nikogo. Hulaj dusza, piekła nie ma! Rozbieram się i śmiało wchodzę do rzeki. Woda jest krystalicznie czysta, ale przy tym diabelnie zimna. Kiedy się już przyzwyczajam i prawie kończę pranie zza zakrętu mojej „łazienki” słyszę głosy, które zbliżają się w moim kierunku. W panice – bo stoję jak mnie Pan Bóg stworzył – szukam dróg ucieczki, ale za nim zdążyłem się ruszyć w zasięgu mojego wzroku pojawiają się trzy pontony, którymi jakaś wycieczka zwiedza te piękne rejony. Cóż, pozostało mi tylko jedno. Odwracam się do nich tyłem i ostentacyjnie dokańczam przepierkę garderoby. Głosy milkną, pontony powoli przepływają za moimi plecami, a ja w spokojnie płuczę podkoszulkę, ze złością patrząc na slipy, które dumnie suszą się rozpostarte na motorze. Gdy wycieczka prawie znika za kolejnym zakrętem, słyszę głos jednego z uczestników:
- Widziałeś szwagier tego Rumuna? Za grosz wstydu… U nas w Polsce to nie do pomyślenia.
Nerwowo rzucam okiem na motor, czy aby nie widać tablicy rejestracyjnej. Na szczęście stoi dobrze zamaskowany. Niespiesznie wychodzę z wody.
Słońce i woda – jest pięknie – postanawiam troszkę poleniuchować. Po jakichś piętnastu minutach znów słyszę głosy, tym razem od strony lądu. Ubieram się.
- Ruch tutaj jak na autostradzie – myślę sobie.
Na ,,moją’’ polankę wjeżdżają wozy kolorowe. Pomimo, że słyszałem tę piosenkę (dziś prawdziwych Cyganów już nie ma) ze sto razy, przecieram oczy ze zdumienia. Autor (piosenki) się mylił – przede mną stoi najprawdziwszy Tabor. Stoję jak zaczarowany. W jednej chwili jakbym przeniósł się w inną epokę. Ognisko, muzyka, taniec i śpiew.
Kolejny raz przekonuję się, że ocenianie kogokolwiek na podstawie stereotypów jest dużym błędem. Ci ludzie, pomimo, że sami są niezbyt majętni, zapraszają mnie do siebie i dzielą się strawą. Rozmawiamy cały dzień, aż do późnej nocy. Oni chcą poznać mnie, ja ich. Zawsze mnie fascynowały pomimo pejoratywnego zabarwienia opowieści o taborach. Z dzieciństwa pamiętam, że nikt nie miał dobrego zdania na ich temat. Dziś myślę, że to wynik niezrozumienia i strachu, przed czymś innym, nieznanym, czymś co wykracza poza ramy naszego sposobu rozumienia świata. Wydaje nam się po prostu, że tak jak my żyjemy to jedynie słuszny sposób, a każdy inny jest głupi i zły. Poza tym, moim zdaniem, jest jeszcze jeden czynnik – zawiść lub zazdrość.
Uwikłani jesteśmy w system – praca, podatki, ciągłe nabywanie nowych lepszych dóbr i oto nagle widzimy ludzi, którzy tego nie robią, nie ulegają presji posiadania. Tak, nie są zaprzęgnięci w konsumpcjonalny system, który nam rano każe wstawać i pracować. Pracować coraz więcej by płacić coraz wyższe podatki, które są coraz bardziej potrzebne…
Ta ich wolność chyba jest ich największą zbrodnią przeciw systemowi.
W naszym kraju zamknęliśmy ich w blokach i oczekujemy, że będą żyć tak jak my, bo przecież to jest jedynie słuszny sposób i tylko my wiemy co jest dla nich najlepsze. Wyobraźcie sobie teraz, że siadacie na wozie zaprzęgniętym w konia i to co na nim zmieścicie to cały wasz dobytek, a tam gdzie staniecie i zapalicie ognisko to wasz ,,dom’’, ale tylko na dziś. Jutro już będziecie gdzie indziej. Siadacie przy ognisku, gracie na gitarze. Nie macie:
1. Telewizora
2. Radia
3. Satelity
4. Mikrofali
5. Lodówki
6. Tapczanu
7. Sedesu
8. Wanny z hydromasażem
9. Ścian…
27. ……
147. ……..
227!. ……
Chcielibyście tak żyć? Przez ile? Tydzień? Miesiąc? Tak? To co jeszcze robicie? Przecież komputer też nie jest wam potrzebny!
Nie chcemy by ktoś ingerował w nasze życie, pouczał nas i mówił nam co jest dobre i co powinniśmy robić. Zapomniałem, przecież my wiemy co jest dobre…Uszczęśliwimy na siłę Cyganów, Indian… Ucywilizujemy… Potem ze złością i z zazdrością do której nie potrafimy sami przed sobą się przyznać popatrzymy na nich z góry, bo przecież jesteśmy lepsi, przecież lepiej wiemy jak żyć. Jeśli nawet nie, to dobry system wskaże nam jedynie słuszną drogę do naszego nowego samochodu, telefonu… Tylko skąd wziąć na to życie wolnego człowieka pieniądze? – zapytacie. Odpowiedzią jest chyba zasada niezakłóconego przepływu dóbr, czyli przepływu „ode mnie do Ciebie” z pominięciem instytucji, które nie powinny czerpać zysków z owoców naszej pracy.
Na przykład: Jak zapłacić lekarzowi za usługę? Przez setki, a może i tysiące lat wystarczyły jajka, ser i.t.p. Co prawda lekarz nie miał najnowszego telewizora, ale i nie wiedział, że takowy jest mu potrzebny. To system wykreował w nim i w nas potrzebę. Dowartościowanie się poprzez posiadanie, to pułapka w jaką zagnał nas system. Nie przez to jakimi jesteśmy ludźmi, ale przez to czy mamy już ten najnowszy model czegokolwiek, który jutro będzie i tak już przestarzały, bo wejdzie jeszcze nowszy…
Perpetum mobile istnieje…


[Obrazek: 2014090505451869bcf87263efa0f4ed58f48533f9.JPG][Obrazek: 20140905039523901b39a4e770c7ff7af771f03e45.JPG][Obrazek: 2014090500ebbd19aa2ae6ddafd44fea6a4da5cef8.JPG][Obrazek: 2014090558ea93032b8ae25791e0d2bd78c9c90160.JPG][Obrazek: 2014090555cc4e53876d61dae7243aa8365a4f711e.JPG][Obrazek: 20140905530b5111c52aff37d9397eb0cd4013228f.JPG][Obrazek: 20140905507cb7951c05be69a5a7073f652afa5474.JPG][Obrazek: 2014090548999348a9c322318d51459506fcb12628.JPG][Obrazek: 2014090545096f66f60bd7b5b40d3fad67a1eea7d0.JPG][Obrazek: 2014090543155c4a26bd806d825ce3dc1dcf8fc33b.JPG][Obrazek: 2014090541f4670b0427eac91dc96220a4eae1eaff.JPG][Obrazek: 2014090538a86096e7de6665ab6624b14c16d76dd6.JPG][Obrazek: 201409053697a5ab708019d681f89c5ce8b48d9f54.JPG][Obrazek: 2014090533de94e1fa444c6e149275286b24f88cd0.JPG][Obrazek: 2014090531254cc60e19e1a805be312356168c46a8.JPG][Obrazek: 20140905286e5435d20e126abc29b9616432588549.JPG][Obrazek: 20140905264ba38d4107a848f2bb1dbeb25d025445.JPG][Obrazek: 2014090523ee3af86495f75dfec9d8027777d7cc7d.JPG][Obrazek: 2014090521bf84ef254b8b165fcd10f98dd12b8883.JPG][Obrazek: 2014090518e242fe2e786f77af3e1aa3d5af971b58.JPG][Obrazek: 20140905150a8db20a2fc767695e5f86f0043feebf.JPG][Obrazek: 20140905137d3a22e6ebb06e730d55abbeaca752da.JPG][Obrazek: 2014090510c3c7fa1d9c6942965329e26f499bd80b.JPG][Obrazek: 20140905080c5d5d09f239f43a95808357ef4f0f63.JPG][Obrazek: 201409050536991a7712efff4226d7f68be8fb49e8.JPG][Obrazek: 20140905036b7b0a3527ea04207a9265ae612b0132.JPG][Obrazek: 201409050073586b0158a864fb70f3f0b51d0f6843.JPG][Obrazek: 2014090558891f5636cb9d8d245ad689088c3e62fe.JPG][Obrazek: 20140905552437bf7463a9dc51815dd856b2384ca2.JPG][Obrazek: 2014090553c6010bc6bb430b94774bada401839659.JPG][Obrazek: 20140905506233947df4e78be8c15f197ba1cbcd54.JPG][Obrazek: 201409054719ba3e633423e8ec235a013d036c42ed.JPG][Obrazek: 2014090542633f9b25dc992b539e2620581593c2f6.JPG][Obrazek: 20140905392e0f445bd1391da2043fe58d882c0e85.JPG][Obrazek: 201409053760fd49a137a0b097e75aa47185e75671.JPG][Obrazek: 20140905347120ebd0253d7776b0e60f64d4e7e19d.JPG][Obrazek: 2014090532f87b73b93529de49d94ab53fe1cb5a7b.JPG][Obrazek: 201409052913b8d062b2f4060820c5e3fbe4933c6f.JPG][Obrazek: 2014090527f54d1dbc5520190d793b51fc804c23a8.JPG][Obrazek: 201409052465bcaf1a8185a10df766447d463ab36d.JPG][Obrazek: 2014090522887da6cf5ccb21f60db0c420cb29b5a7.JPG][Obrazek: 2014090519e95b59a18e9a4b3f0658aa4f08348598.JPG][Obrazek: 2014090517cdc63a50684ac0c9a329324480c2a2a1.JPG][Obrazek: 2014090515ea18dd8df5b10a4a6f724b3d636ab32a.JPG][Obrazek: 20140905129a640f4c0af6af3d69b0b6fa1fdd7768.JPG][Obrazek: 201409051011ca19f729879c6806410134a6d2e2d3.JPG][Obrazek: 2014090507c9b39b9f6c923e12a77d79d3bbdbb75d.JPG][Obrazek: 20140905050f3785afaed4f1a24923a7d7f4307434.JPG][Obrazek: 2014090503eee3434727c10f6f41a31e5bea6adfb8.JPG][Obrazek: 2014090500c6bcbd41cfa35b7581853db50db39173.JPG][Obrazek: 20140905576246a2ac1f1265bb5886ed12903ad50b.JPG][Obrazek: 201409055588a8de635defdd5f5f0fdc5c4f60a5d6.JPG][Obrazek: 201409055222ed677f3b9cb96797dc4aaaf3ead298.JPG][Obrazek: 2014090550956ab82f066c73e90543e94f8d95c8fe.JPG][Obrazek: 20140905458af1ae73113f8eb1a86150636d86c34c.JPG][Obrazek: 2014090542029240c97f7b91d7064fdd1b8c3704b6.JPG][Obrazek: 20140905404dae165eee5a3ebc1eb2feaee6aa96d3.JPG][Obrazek: 2014090537fdf0a244d10aa8f4c4f58291077b86b9.JPG][Obrazek: 20140905351d1712403a89365ee1e899c0fb5e8d71.JPG][Obrazek: 20140905339b77a869135492c91fbcc87a7c7e16b1.JPG][Obrazek: 201409053014939ed906262ce90c0f73130fa9989f.JPG][Obrazek: 201409052838f874232b832741d8bf189849f78df7.JPG][Obrazek: 201409052596b8b940d0f5c133285a6942e827a016.JPG][Obrazek: 2014090523f3f137b7f08cfc2c777843657be8a42f.JPG][Obrazek: 2014090520541ea0ec7845a6ab899b48a47345c98a.JPG][Obrazek: 2014090518d59ec631fb4740c2944c5e992df29344.JPG][Obrazek: 201409051601eb36d13765913ba094bbb3c39b0d79.JPG][Obrazek: 20140905134d0c1ad346d8778f463d5f1f5c38fb2d.JPG][Obrazek: 2014090508f2031634e494157c8e2df044eeadd5c1.JPG][Obrazek: 201409050542b4e2af7f811ded26315f549148e9a7.JPG][Obrazek: 2014090558ddb5ec7eff04d0bf6ff9d75fd181d44f.JPG][Obrazek: 20140905566eae6031111716491535bf871adf579d.JPG][Obrazek: 20140905538284ce2ee8796dc19f05279abda09856.JPG][Obrazek: 2014090551b1011e74855225036ad17d83982af5ec.JPG][Obrazek: 201409054820410b845d2a43da1de20bab08695d13.JPG][Obrazek: 20140905461e53149c9b9bfb95e05dd5fc8f4a7472.JPG]